przywracanie ustawień fabrycznych

Przywracanie ustawień fabrycznych to nawiązanie do technologii, obecnie naszej ulubionej, z konieczności, dziedziny, która dodatkowo z powodu pracy, edukacji, ograniczenia podróży i swobodnego przemieszczania, stała się codziennością. Jesteśmy zanurzeni w technologii po uszy, a dzięki temu obrazowemu porównaniu łatwiej wyrazić sens, a nawet cel, metody pomocnej w różnego rodzaju terapiach. 

To żartobliwe określenie przybliża jej sens z dużą trafnością, bo ćwiczenia polegające na wprawieniu się w samoistne drgania mogą wyzwalać nas z traum, sytuacji stresowych oraz napięć − obecnie jest to często stosowany element wielu praktyk terapeutycznych, aby dotrzeć do przyczyny naszych osobistych problemów. 

Poszukiwania nowych narzędzi nie ustają, a specjaliści z wielu z nich korzystają w gabinetach. Sposobów dotarcia do siebie samego, czy też do swoich bliskich, dostosowanych do zmieniającej się rzeczywistości jest sporo. Trudno czasem o mobilizację i samodzielne rozpoznanie, co jest najwłaściwsze, dlatego poszukiwania nowych dróg to nieustająca praca. Może to wręcz stanowić pewną przyjemność − odkrywanie ich na własny użytek. Ćwiczenia fizyczne, nowy sport, taniec, medytacja, joga w wielu systemach, techniki relaksacyjne, nauka czegoś zupełnie nowego. Wiele z tych dziedzin zawiera element wibracji, która jest w oddechu, w rytmie powtarzania i wreszcie w zmęczeniu.

To jak dalszy ciąg opowieści o emocjach wbudowanych w głos i znaczeniu wibracji z z artykułu „Emocje są w ciele” z ostatniego numeru Tuu, w której Julita Mańczak, w rozmowie przeprowadzonej z trenerką głosu, producentką wokalną i wokalistką Katarzyną Rościńską, odkrywa przed nami to, co sami czasem trochę przeczuwamy. Wydaje się jednak, że nasz wpływ na samodzielne wejście w taki stan terapeutyczny jest trudny lub niebezpieczny. A jednak szybko w praktyce przekonujemy się o tym, że jest sposób na wibracje, na ich doświadczanie, uwalniające odczuwanie, nawet jeśli nie śpiewamy w chórze i nie zajmujemy się głosem zawodowo.

Każdy ma możliwość kontaktu z samym sobą. Po pierwsze ważna będzie tu uważność w odczytywaniu sygnałów płynących z ciała. Oddech może być pomocnym narzędziem, jednak zanim do tego dojdzie, zanim samodzielnie podejmiemy takie próby, warto choćby dwu-, trzykrotnie spotkać się z metodą TRE w gabinecie providera lub na sali ćwiczeń z fizjoterapeutą. 

Zachować siłę, być twardym, ale nie tracić też miękkości, pracować nad elastycznością, a przede wszystkim zachować wrażliwość − to najważniejsza nauka płynąca z odkrycia na mój własny użytek techniki TRE na wyjazdowych warsztatach jogi, które odbyłam jakiś czas temu. Uwzględniać harmonię tego połączenia w codziennym życiu, wymagania wobec siebie połączyć w równym stopniu z odpuszczeniem, to ćwiczenia na każdy dzień, na świadome życie, na dawanie sobie prawa do wszystkich stanów i dostrzeganie tej zasady wszędzie wokół.

To właśnie podczas pandemii, długotrwałej izolacji społecznej, kwarantanny, a także zwykłego stosowania się do zasad dla dobra ogólnego, powstała u wielu z nas taka luka, ewentualność, możliwość odpuszczenia, uznania swojej kruchości, przyznania się do delikatności, słabości. I choć nazwa TRE może kojarzyć się z włoskim pochodzeniem (liczebnikiem) a także z włoskim nazwiskiem twórcy tej metody Davidem Bercellim, to w rzeczywistości skrót od Tension & Trauma Releasing Exercises. Słowo trauma nie jest tu zobowiązujące, choć metoda ze światowym powodzeniem stosowana jest wszędzie tam, gdzie do traumy doszło podczas wojen, konfliktów i innych wydarzeń wymagających wsparcia psychologicznego mieszkańców. Technika ta stosowana jest obecnie podczas sesji grupowych i indywidualnych, a pandemia na całym świecie zostawia dotkliwy ślad.

O niesamowitym przebiegu takiej sesji i wrażeniach pragniemy podzielić się jak najszybciej, by każdy, kto jeszcze o tym nie słyszał, mógł się dowiedzieć o korzyściach tej metody u źródła, czyli u praktyka stosującego w codziennej pracy metodę TRE – psychoterapeuty Pawła Walczaka.

Istotą tego zabiegu jest drżenie i inne oparte na wibracjach ruchy, których celem jest całkowite uwolnienie od napięć, przede wszystkim tych ukrytych głęboko i zapomnianych lub wypartych. Paweł Walczak podczas naszego spotkania przytacza opowieści o historycznych śladach w dziejach człowieka, gdzie we wszystkich cywilizacjach na wszystkich kontynentach ludzie stosowali zróżnicowane metody oparte na wibracjach po to, by uwalniać ciężkie przeżycia, których doświadczali podczas wojen, klęsk życiowych i różnego rodzaju kataklizmów. Często w nie do końca uświadomiony sposób stosowano zbliżone do siebie metody, choćby rytualne tańce i obrzędy, podczas których uwalniano najtrudniejsze blokady emocjonalne. Choćby starożytni Celtowie, którzy po stoczonych wojnach nie mogli wchodzić z marszu do swoich miast i wsi, odbywali coś na kształt kwarantanny, a mieszkańcy odprawiali przez kilka tygodni wiele zróżnicowanych obrzędów, które miały oczyścić wojów z ich traumatycznych przeżyć. Dopiero po tym czasie życie mogło powrócić na swoje zwykle tory. Zwierzęta − przede wszystkim ssaki, które możemy najczęściej obserwować − psy, koty, w ten sposób „otrzepują” z siebie stres, dosłownie otrząsają się nawet kilka razy w ciągu dnia. Ssaki wpadają w dygot, który jest reakcją kończącą traumę (jak uciekająca w lesie sarna), a wynika on fizjologii. Ponieważ my, tak jak wszystkie ssaki, działamy w ramach trzech ustawień podczas doświadczania stresowej sytuacji: walka, ucieczka, zamrożenie. 

TRE jest wciąż nową metodą, w najprostszym opisie to po prostu doprowadzenie poprzez system sprawdzonych i nieskomplikowanych ćwiczeń do stanu, w którym niektóre partie ciała zaczynają drżeć w sposób niekontrolowany. W tym momencie u większości z nas włącza się mechanizm samokontroli, lekkiego niepokoju. Ważne jest wówczas zaufanie do osoby prowadzącej taką sesję, odpuszczenie kontroli.

Prowadzenie przez terapeutę pomaga w uwolnieniu się od wszelkich wątpliwości − można to stwierdzić już po takim spotkaniu, ponieważ dopiero po przeprowadzonej umiejętnie sesji uczucie błogości i ulgi jest tak wszechogarniające, że właśnie dla niego warto doświadczyć tego zabiegu, tej techniki. Zaskakujące jest to, że każda sesja może przebiegać zupełnie inaczej, wnosić nowe doświadczenia, może powodować uwalniający płacz lub ataki śmiechu i na to wszystko powinniśmy dać sobie przyzwolenie. Co nie jest wcale łatwe i nie dzieje się automatycznie. Provider kontroluje czas i przebieg takiego spotkania, więc można mieć pewność, że zostaniemy z takiego stanu w sposób spokojny i bezpieczny wyprowadzeni.

Obecne czasy nie sprzyjają innym sytuacjom wykorzystującym naturalne wibracje, chociażby imprezom tanecznym, uczestnictwu w koncertach muzycznych, które w naturalny sposób wprawiają nasze ciała w ruch i kojarzą się z bardzo przyjemnymi doznaniami. Po roku pandemii i przejściu wielu nowych, lękowych sytuacji związanych z naszą egzystencją już wiemy, że ta organiczna potrzeba została wyciszona, ale unieruchomienie naszych ciał to nie tylko pogorszenie ogólnej kondycji fizycznej, a praca nad tym zagadnieniem stała się wręcz higieniczną potrzebą. Uprawianie sportów także uległo ograniczeniom, więc będziemy poszukiwać dróg dotarcia do naszej naturalne, ba − wrodzonej potrzeby ruchu i rytmu, ponieważ właśnie to działa uwalniająco i rozluźniająco zarówno dla ciała, jak i umysłu.

Poddanie się sesji TRE w gabinecie specjalisty, pod całkowitą kontrolą, jest absolutnie bezpiecznym doświadczeniem, dlatego w tej chwili oprócz terapeutów, którzy posługują się tą metodą, można spotkać też elementy TRE podczas sesji jogi lub sesji psychoterapeutycznych. Także fizjoterapeuci i osteopaci korzystają z tej techniki uwalniania napięć. Są jednak pewne przeciwwskazania w jej stosowaniu (m.in. okres ciąży, ostre stany psychotyczne, rehabilitacje, cukrzyca).

W obecnej rzeczywistości najważniejsze to zachować zdrowie. Rozsądek też miło by ocalić, zatem kompetencje polegające na rozluźnianiu to warunek konieczny do uzyskania równowagi, poczucia harmonii, jak się okazuje w rozmowie z Pawłem Walczakiem. A TRE uczy samoregulacji − jak pracować z emocjami, zwracać uwagę na swoje granice, czy to, co się dzieje, mieści się w ramach naszego poczucia komfortu.


tekst & foto: Jędrzej Tęczyński